Po kilku dniach odpoczynku na kempingu z widokiem na masyw Mont Blanc ruszyliśmy na północ, w stronę Francji. Naszym celem była mała miejscowość Les Houches.

Jak widzicie na załączonej mapce, nie była to długa przejażdżka. Les Houches to resort narciarski, jednak pod koniec września, kiedy letnicy już wyjechali, a narciarze jeszcze nie przybyli, wioska przyjemnie świeciła pustkami. Zaparkowaliśmy na darmowym parkingu w centrum wioski. Pamiętam nierzeczywisty widok na masyw Mont Blanc, małe jeziorko i kilka leśnych ścieżek.
To właśnie tam zrobiliśmy dla Was Live, z widokiem 😉 W les Houches nie gościliśmy długo i nazajutrz wyruszyliśmy w stronę miasta Macon, gdzie Marek wynalazł dla nas nocleg… na terenie winiarni!

Człowiek uczy się całe życie i dopiero na miejscu zorientowaliśmy się, że oto jesteśmy w raju koneserów wina – Burgundii. Za symboliczną kwotę mogliśmy sobie legalnie zaparkować na parkingu przed Galerią Wina – bo inaczej nie da się nazwać tego lokalu, i odpocząć w otoczeniu ciągnących się po horyzont winnic. Ku mojej radości pojawiły się informatory także w języku angielskim, z których mogłam wyczytać o całej gamie okoliczności, wpływających na smak wina… na przykład, czy pole jest osłonięte od wiatru, jak w czasie ulew ścieka woda… nie wspominając o sprawach oczywistych jak rodzaj gleby i odmiana winogron.
Degustacja na filmiku wyglądała dość miło, co świadczy o moim talencie aktorskim 😀 Idąc tam spodziewałam się, że poznamy rodzinę od pokoleń uprawiającą winorośl. Spodziewałam się nestora rodu, który koniecznie w kapeluszu i z fajką, będzie nam opowiadał jak to z małżonką, tuż przed wojną sadził o tutaj na tym polu, pierwsze krzewy winogoron… W ogóle spodziewałam się rodziny. Przecież za taką winnicą muszą stać całe pokolenia. Spodziewałam się rodzinnej sagi i ciepłego przyjęcia… Zastaliśmy co prawda przepiękny SKLEP, ale jednak sklep i sprzedawczynie które bardzo szybko rozpoznały w nas zupełnych ignorantów w kwestiach winnych a co gorsza, haniebną nieznajomość języka francuskiego.
Mimo wszystko, jakoś udało się z tego nakręcić miły materiał. Zapewne pogoda i krajobrazy rekompensowały zderzenie z rzeczywistością. Mimo przepysznego pieczywa, raczej nie zaplanujemy dłuższej wyprawy po Francji. Wszak i we Włoszech byliśmy obcymi, bez języka, jednak tam czułam się o wiele lepiej. Ale p tym mówiłam w filmiku.
Aleeeeee… zaraz, zaraz. Znaleźliśmy w tym kraju jednego człowieka, który potraktował nas z wielką serdecznością. Mowa o właścicielu kebaba Barak o’ Mama w miasteczku Grenay. Może, dlatego, że pan z kebaba sam był tam obcy. Z nim dogadaliśmy się bez problemu, mając do dyspozycji nasz bardzo znikomy francuski i jego niewiele lepszy angielski. Ale jak ktoś chce się porozumieć, to zawsze znajdzie sposób!
No więc może jednak zatrzymamy się kiedyś w tej Francji, ale tylko po to aby zjeść kebab w Barak o’Mama.

Warto tu nadmienić, że miasteczko Grenay, jakieś 100km od Calais, kusi kamperowiczów, fantastycznym, darmowym parkingiem ze wszystkimi udogodnieniami. A po drugiej stronie ulicy jest bajeczna cukiernia. Grenay wystąpiło w naszym ostatnim filmiku z drogi:
Miejscówki:
Darmowy praking w Les Houches (można zostać na 24 godz) https://www.chamonix.com/parking-de-bellevue,219-832831,en.html
Winiarnia Terres Secretes, Prisse – parking za małą opłatą, znając nas max 5 euro, darmowa degustacja wina, woda + ścieki + zapach wina w powietrzu http://terres-secretes.com/contact/
Darmowy, luksusowy parking w Grenay, przylega do parku, trochę młodzieży wieczorem, ale zajętej sobą, uwaga! tylko 3 miejsca parkingowe: https://www.campercontact.com/en/france/nord-pas-de-calais-59-62/grenay/54837/aire-de-camping-car-grenay